Byliśmy, gadaliśmy - Teatr

Co się dzieje z Teatrem Wybrzeże?

2008-05-29 12:36:49 | Gdańsk

Gdański Teatr Wybrzeże ma piękną historię. Wystawiali tu swoje sztuki najwięksi polscy twórcy, występowały najświetniejsi aktorzy. Niestety dziś świątynia kultury przy Targu Węglowym traci swoja magię.

Poziom spektakli wystawianych na deskach Teatru Wybrzeże można postrzegać dwojako. Można załamać się i lać łzy nad beznadzieją większości z nich, lub cieszyć, że jest jeden dobry. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jedna dobra sztuka rocznie to trochę niewiele. „Blaszany bębenek" Adama Nalepy to jedyny świetny spektakl, którego premiera miała miejsce w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Czy naprawdę placówki dofinansowywanej przez Ministerstwo Kultury nie stać na lepsze pożytkowanie pieniędzy podatników?

Adam Orzechowski został dyrektorem Wybrzeża w lipcu 2006 roku. Przez ten czas zmieniło się w Teatrze wiele, choć nie koniecznie na lepsze. Odeszło część aktorów, kadr, a nawet rzecznik prasowy Justyna Świerczyńska, która dziś śmiało sobie poczyna jako krytyk teatralny w serwisie Trójmiasto.pl.

Już dwukrotnie w tym roku Orzechowski odsunął reżyserów spektakli. Najpierw stało się to na dwa tygodnie przed lutową premierą „Więzienia Powszechnego" na podstawie utworu Dirka Dobborowa.

Zamiast odłożyć w czasie premierę i zaprosić widzów na gotowy produkt, Orzechowski zdecydował się podjąć heroicznej pracy z aktorami, by po dwóch tygodniach ciężkiej pracy wystawić straszliwy kicz. Zapewne wielu widzów wyszłoby już w trakcie spektaklu, gdyby nie fakt, że wystawiany jest on w sali Malarni. Niewielka salka nie pozwala wymknąć się niepostrzeżenie, więc wypada dosiedzieć do końca. W ramach scenografii występuje tu ulubione tworzywo „dekoratorów" w Teatrze - metalowa blacha.

Scena stylizowana na stół prosektoryjny to chyba jedyny „twórczy" element spektaklu. Aktorzy miotają się po scenie bez ładu, zbyt mocno wczuwając się w osoby z problemami natury psychicznej. Przekonujący jest jedynie Krystian Wieczorek, któremu należy zwrócić honor, gdyż dwoił się i troił, by przedstawienie było jak najlepsze. Jest nie tylko odtwórca jednej z ról, ale i jednym z twórców muzyki do spektaklu.

Umiarkowane okazało się „Miasteczko G.", w którym na szczęście Marta Kalmus postanowiła się nie rozebrać, jak to ma w zwyczaju. Interesujące kreacje Katarzyny Kaźmierczak i Aliny Lipnickiej zrekompensowały srebrną blachę w scenografii. Mimo wszystko sztuka - choć przyjemna dla oka - nie zostawia niczego w widzach. Nie porusza jak „Blaszany bębenek", nie pobudza do refleksji.

Znacznie gorzej jest w przypadku wciąż odgrzewanej „Lili Wenedy", w której Marta Kalmus tym razem się rozbiera. Na spektakl od dawna nie przychodzi zbyt wielu widzów, a jednak jeszcze do niedawna był wystawiany. Czy powróci po wakacjach?

„Loretta" Michała Kotańskiego okazała się zwyczajnym rozczarowaniem. Zakładając, że spektakl nie miał na celu uśpienia widzów, a Kotański nie jest naukowcem badającym sen, przedstawienie było klęską. Trudno o bardziej nijako opowiedzianą historię. Kolejne spektakle są jeszcze gorsze. ]

„Słodki ptak młodości" Tennessee Williamsa istnieje dzięki Dorocie Kolak, która swoim nieprzeciętnym talentem i charyzmą jest w stanie podnieść z popiołów nawet najgorsze przedstawienie. Nie przypomina rozmachem żadnej z adaptacji filmowych tej historii (z 1962 roku z Paulem Newmanem i z 1989 roku z Elizabeth Taylor). Co prawda można dostrzec pewne próby przekalkowania pomysłów ze srebrnego ekranu, ale bez większego powodzenia.


Wszelkie rekordy beznadziei bije jednak adaptacja wielkiego dzieła Oscara Wilde'a - „Portret Doriana Graya". Po premierze zastanawiałam się, czy dyrektor sprawdza wytrzymałość widza. Powstanie przedstawienia okraszone było kolejnym odsunięciem reżyserki - tym razem na pięć dni przed zaprezentowaniem „Portretu..." publiczności. Tym razem Orzechowski nie wpisał się w rubryczkę „Reżyser". Pojawił się tam za to enigmatyczny „Zespół" pracujący nad nowym wymiarem utworu Wilde'a. Efekt był taki, że nawet doskonały warsztatowo Baka nie był w stanie uratować spektaklu.

Ale to nie dziwne - „Hannemana" i „Ryszarda III" też nie uratował. Minimalistyczny spektakl, w którym aż dwóch mężczyzn bezpodstawnie prezentuje publiczności swoje przyrodzenia nie ma ani jednego interesującego fragmentu. Ingerencja w pierwotną formę opowieści poszła w kierunku homoseksualizmu, gwałtu i nieapetycznej erotyki. Chcąc zapewne wywołać efekt szoku, dodano wątek odważnie wyrażanego romansu Doriana z Allanem (w książce panowie nie przepadali za sobą), gwałtu Doriana na małym chłopcu zaprezentowanego jako obrazek „Chrystus i uczeń" (brak takiego wątku w oryginale).

Nie zabrakło też sztuki nowoczesnej wyrażonej przez rzucającego się o ścianę nagiego mężczyznę, który umazał się farbą. Co więcej, przypuszczam, że widz, który nie zna książki, nie rozumie niespójnej fabuły. Chaos panujący na scenie być może sprawdziłby się w obwoźnych średniowiecznych teatrzykach bazujących na groteskowej prezentacji tematu przedstawienia, ale jest niedopuszczalny w współczesnym teatrze.

Wystawianie tak źle przygotowanych spektakli jak „Portret Doriana Graya" czy inne przytoczone w tym tekście, wyrządza krzywdę widzom. Każdego, kto chciałby zakochać się w teatrze, odstraszą na dobre i przykują do telewizorów.

Jeśli wciąż będą pojawiać się takie szmiry, Teatr będzie pełen starych ludzi, którzy chodzą na spektakle z przyzwyczajenia. A i teraz to właśnie szkoły, zakłady pracy i starsi widzowie - traktujący wizytę w Teatrze jako element życia towarzyskiego - stanowią  większość widowni.

Stosunek młodego widza do Wybrzeża widać także po ubiorze. Z przerażeniem zauważam, że powoli przestaje się przykładać wagę tego, jak się wygląda, kiedy przybywa się na spektakl do gmachu przy Targu Węglowym. Fakt, ze w Operze Bałtyckiej ten sam młody widz pojawia się ubrany w strój galowy, pozwala wysnuć wniosek, że potrafi on jednak uszanować sztukę.

W Teatrze Wybrzeże zapomniano już o pięknie. Dziś gustują tam w bezsensownym obnażaniu się, nieciekawych kostiumach i wciąż podobnej scenografii. Czy to wynik oszczędności czy próby nadania kiczowi wymiaru artystycznego?

Natalia Klimaczak
(natalia.klimczak@dlastudenta.pl)  





Słowa kluczowe: teatr wybrzeże poziom blaszany bębenek miasteczko g loretta słodki ptak młodości Portret Doriana Gra
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Piotr Soroka
Piotr Soroka: Ta opowieść ma zaistnieć w ciele. Wywiad przed premierą "Ballad i romansów"

Zobaczcie, co reżyser "Romantyczności" mówi o pracy we Wrocławskim Teatrze Pantomimy.

Zdenka Pszczołowska
Zdenka Pszczołowska: Praca w teatrze nigdy się nie kończy. Wywiad przed premierą "Ballad i romansów"

Reżyserka części "Świteź" opowiada o spektaklu we Wrocławskim Teatrze Pantomimy.

Polecamy
Dziwaczki - spektakl
Natasza Sołtanowicz o polskich "Dziwaczkach" w Awinionie [WYWIAD]

Jak stworzyć niezależną grupę teatralną i wyjechać z autorskim spektaklem na największy festiwal teatralny na świecie? One tego dokonały!

Jagoda Szelc
Jagoda Szelc o reżyserii spektaklu "Maszyna": Panoptykon na lewą stronę [Wywiad]

To jest jak przestawić się z francuskiego na migowy - mówi reżyserka filmowa, która spróbowała swych sił w teatrze.

Ostatnio dodane
Piotr Soroka
Piotr Soroka: Ta opowieść ma zaistnieć w ciele. Wywiad przed premierą "Ballad i romansów"

Zobaczcie, co reżyser "Romantyczności" mówi o pracy we Wrocławskim Teatrze Pantomimy.